Dziwny jest ten świat

… to mało powiedziane ! ;-)

Kontrolujący rodzice

Rzecz o wychowywaniu, o rodzicach, a konkretnie o kontroli jaką sprawują rodzice nad swoimi dziećmi.

Fragment z książki Susan Forward „Toksyczni rodzice”
[na samym dole posta tekst w pdf]

Rozdział 3
„Dlaczego nie pozwalają mi żyć moim własnym życiem?”

Kontrolerzy

Posłuchajmy hipotetycznej rozmowy między dorosłym dzieckiem i jednym z jego kontrolujących rodziców. Gwarantuję, że taka rozmowa nigdy nie miała miejsca, ale gdyby tych dwoje ludzi było zdolnych do uczciwego wyrażenia swoich głęboko ukrytych uczuć, mogliby powiedzieć, co następuje:

dorosłe dziecko: Dlaczego postępujesz w taki sposób? Dlaczego wszystko, co robię, jest złe? Dlaczego nie możesz traktować mnie jak człowieka dorosłego? Jaką różnicę zrobi ojcu to, że nie zostanę lekarzem? Jaką ci zrobi różnicę to, z kim się ożenię? Kiedy pozwolisz mi odejść? Dlaczego reagujesz tak, jakby każda moja własna decyzja była atakiem przeciwko tobie?

kontrolująca matka: Ból, jaki czuję, kiedy odchodzisz ode mnie, jest nie do opisania. Pragnę, abyś mnie potrzebował. Nie mogę znieść myśli, że cię stracę. Jesteś całym moim życiem. Lękam się, że zrobisz jakieś straszne głupstwo. Załamałabym się, widząc, że cierpisz. Wolałabym raczej umrzeć, niż jako matka doświadczyć tego, że poniosłam klęskę.

To dla twojego dobra”

Słowo „kontrola” niekoniecznie musi kojarzyć się źle. Jeśli matka zatrzymuje swojego berbecia, zamiast pozwolić mu pomaszerować na ulicę, nie nazywamy jej kontrolerem; mówimy, że jest roztropna – sprawuje kontrolę, która współgra z rzeczywistością. Dziecko potrzebuje ochrony i przewodnictwa i te właśnie potrzeby motywują działania matki.

Właściwa kontrola staje się przesadna, kiedy matka zatrzymuje dziecko o dziesięć lat starsze, które już od dawna samo doskonale radzi sobie z przechodzeniem przez ulicę.

Dzieci, które nie są zachęcane do podejmowania działań, dokonywania prób, przeprowadzania badań, do pełnienia funkcji kierowniczych czy też ryzykowania porażki często czują się bezradne i nieprzystosowane. Przesadna kontrola ze strony niespokojnych i bojaźliwych rodziców sprawia, że takie dzieci same stają się często niespokojne i bojaźliwe. To sprawia, że trudno jest im dorosnąć. W okresie młodzieńczym, a później w dorosłym życiu wiele z nich nigdy nie wyrasta z potrzeby nieustannego odwoływania się do rodzicielskiej rady i kontroli. W rezultacie, ich rodzice nie przestają się wtrącać, manipulować, a często i dominować w ich życiu.

Strach, że nie będą dłużej potrzebni, skłania wielu kontrolujących rodziców do ciągłego wzmacniania poczucia bezsilności w swoich dzieciach. Ci rodzice odczuwają niezdrowy strach przed „syndromem pustego gniazda”, czyli nieuchronnym poczuciem straty, którego doświadczają wszyscy rodzice, kiedy dzieci ostatecznie opuszczają ich dom. Osobowość kontrolujących rodziców jest tak ściśle związana z rolą rodzicielską, że kiedy dziecko staje się niezależne, czują się zdradzeni i opuszczeni.

Fakt, że dominacja zwykle maskowana jest pozorną troską, sprawia, że kontrolujący rodzic tak naprawdę posługuje się podstępem. Wszystkie takie stwierdzenia, jak „To dla twojego dobra”, „Robię to tylko dla ciebie” czy też „To tylko dlatego, że cię kocham” mają jednakowe znaczenie: „Robię to, ponieważ tak bardzo boję się ciebie utracić, iż jestem skłonny cię unieszczęśliwić”.

Bezpośrednia kontrola

W bezpośredniej kontroli nie ma nic wyszukanego. Jest jawna, namacalna, manifestowana otwarcie. „Zrób, jak ci każę albo nie odzywaj się do mnie więcej”; „Rób, jak ci każę, bo nie dostaniesz kieszonkowego”; Jeśli nie zrobisz, jak każę, nie należysz już do naszej rodziny”; Jeśli postąpisz wbrew mojej woli, dostanę przez ciebie ataku serca” – nie ma w tym za grosz subtelności.

Bezpośrednia kontrola łączy się zwykle z zastraszaniem i jest często poniżająca. Twoje własne uczucia i potrzeby muszą być podporządkowane uczuciom i potrzebom twoich rodziców. Jesteś wciągnięty w bezdenną przepaść ustawicznego przyjmowania narzuconych warunków. Twoje zdanie jest bezwartościowe; twoje potrzeby i pragnienia są niestosowne. Brak równowagi sił jest przerażający.

Dobrym tego przykładem jest Michael, trzydziestosześcioletni pracownik reklamy – przemiły, o łagodnych rysach. Zgłosił się do mnie, ponieważ jego trwające sześć lat małżeństwo z kobietą, którą głęboko kochał, rozpadało się wskutek zaciekłych bojów między jego żoną a jego rodzicami.

Prawdziwe problemy zaczęły się, kiedy wyjechałem do Kalifornii. Sądzę, że matka myślała, iż jest to wyjazd czasowy. Więc kiedy powiedziałem jej, iż zakochałem się i zamierzam się ożenić, dotknęło ją to, że chcę się tu osiedlić. Wtedy właśnie faktycznie zaczęła wywierać na mnie presję, aby sprowadzić mnie z powrotem do domu.

Poprosiłam Michaela, aby powiedział mi coś więcej o tej „presji”.

Mniej więcej w rok po ślubie zdarzył się najbardziej przykry incydent. Planowaliśmy pojechać do Bostonu na przyjęcie z okazji jubileuszu moich rodziców, ale moja żona zachorowała na ciężką grypę. Była naprawdę chora. Nie chciałem jej tak zostawiać, więc zadzwoniłem do matki, aby odwołać nasz przyjazd. No cóż, najpierw wybuchnęła płaczem. Potem powiedziała mi: Jeśli nie przyjedziesz na nasz jubileusz, nie przeżyję tego”. Złamałem się i pojechałem do Bostonu. Byłem tam rano w dniu przyjęcia. Ledwo wysiadłem z samolotu, zaczęli namawiać mnie, abym został cały tydzień. Nie powiedziałem ani tak, ani nie, ale nazajutrz rano wyjechałem. Następnego dnia zadzwonił mój ojciec: „Dobijasz swoją matkę, całą noc płakała. Boję się, żeby nie dostała ataku”. Czego u diabła oni chcą ode mnie? Abym rozwiódł się z żoną, wrócił do Bostonu i wprowadził się z powrotem do mojego dawnego pokoju?

Z odległości blisko pięciu tysięcy kilometrów rodzice Michaela kierowali nim niczym marionetką. Spytałam go, czy rodzice byli kiedykolwiek skłonni zaakceptować jego żonę. Michaela wyraźnie ogarnął gniew.

W żadnym razie. Gdy do nich dzwonię, nigdy nie pytają, jak ona się czuje. W zasadzie w ogóle nie wspominają o niej. Tak jakby próbowali udawać, że ona nie istnieje.

Zapytałam Michaela, czy kiedykolwiek sprzeciwił się zachowaniu rodziców. Z zażenowaniem odpowiedział:

Żałuję, ale nie. Za każdym razem, kiedy moi rodzice ją atakowali, liczyłem, że pogodzi się z tym. Kiedy narzekała, prosiłem ją, aby była wyrozumiała. Boże, chyba byłem idiotą! Moi rodzice wymierzają ciosy mojej żonie, a ja po prostu zgadzam się na to, aby ją ranili.

Przewinieniem Michaela było to, że stał się niezależny. W odpowiedzi na to rodzice podjęli desperacki krok i ostro uderzyli, kierując się dobrze im znaną taktyką: odebranie miłości i przewidywanie tragedii.

Jak większość kontrolujących rodziców także rodzice Michaela byli nieprawdopodobnie skupieni na sobie. Zamiast potraktować szczęście syna jako potwierdzenie ich umiejętności rodzicielskich, poczuli się zagrożeni. Potrzeby Michaela nie były dla nich ważne. Według nich przeniósł się do Kalifornii nie ze względu na większe możliwości osiągnięcia sukcesu w pracy zawodowej, lecz aby im dopiec. Nie ożenił się z miłości, ale po to, by im dokuczyć. Jego żona zachorowała nie dlatego, że złapała wirusa, ale po to, by ich czegoś pozbawić.

Rodzice Michaela nieustannie zmuszali go do wybierania między nimi a jego żoną. Każdy wybór wiązał się z decyzją typu „wszystko albo nic”. W przypadku bezpośrednio kontrolujących rodziców nie ma szans na kompromis. Kiedy dorosłe dziecko próbuje przejąć kontrolę nad swoim własnym życiem, ceną, jaką za to płaci, jest poczucie winy, stłumiony gniew i głębokie poczucie własnej niewierności.

Kiedy Michael przyszedł do mnie po raz pierwszy, sądził, że jego głównym problemem było małżeństwo. Nie zabrało mu wiele czasu uświadomienie sobie, że jego małżeństwo było jedynie ofiarą w walce jego rodziców o utrzymanie nad nim kontroli, co zaczęło się, kiedy wyjechał z domu.

Dla kontrolujących rodziców małżeństwo dziecka może być niezmiernie groźne. Widzą oni w świeżo poślubionym współmałżonku osobę rywalizującą o przywiązanie ich dziecka. Prowadzi to do straszliwych batalii między rodzicami i współmałżonkiem. Dorosłe dziecko złapane jest w krzyżowy ogień obustronnej lojalności.

Niektórzy rodzice atakują nowy związek za pomocą krytycyzmu, sarkazmu i negatywnych przewidywań co do jego trwałości. Inni, jak w przypadku rodziców Michaela, nie chcą zaakceptować nowego partnera lub nawet ignorują samo jego istnienie. Jeszcze inni jawnie prześladują nowego partnera. Taktyka ta nie wyklucza inicjowania wstrząsów, które podkopują małżeństwo dziecka.

„DLACZEGO ZAPRZEDAJĘ SIEBIE RODZICOM”

Pieniądze zawsze były głównym wyrazem siły, logiczne więc jest, że są ulubionym narzędziem kontrolujących rodziców. Wielu toksycznych rodziców wykorzystuje pieniądze dla utrzymania swoich dzieci w zależności.

Kim przyszła do mnie z różnorodnymi problemami. W wieku czterdziestu jeden lat miała nadwagę, była niezadowolona z pracy. Po rozwodzie z mężem została z dwójką dorastających dzieci. Czuła, że wpadła w depresję; chciała zrzucić nadwagę, podjąć pewne ryzyko w pracy zawodowej i nadać swojemu życiu jakiś sens. Była przekonana, że wszystkie jej problemy rozwiążą się, jeśli tylko znajdzie właściwego partnera.

W miarę trwania naszej sesji stawało się jasne, że Kim uważała, iż jest niczym bez mężczyzny, który otoczyłby ją opieką. Spytałam, skąd bierze się ta myśl.

No cóż, z pewnością nie z mojego związku z mężem. Raczej było tak, że to ja musiałam się nim opiekować. Poznałam go zaraz po ukończeniu college’u. Miał dwadzieścia siedem lat, nadal mieszkał z rodzicami i nieudolnie borykał się z problemem, jak ma zarabiać na życie. Zarazem był wrażliwy i romantyczny, więc poleciałam na niego. Mój ojciec zupełnie tego nie pochwalał, ale myślę, że w głębi duszy był zadowolony, że trafiłam na kogoś, kto nie daje sobie rady. Kiedy upierałam się, aby wyjść za niego, ojciec powiedział mi, że chwilowo nam pomoże, a jeśli sytuacja będzie bardzo zła, da pracę mojemu mężowi w swojej firmie. Oczywiście wychodziło na to, że mój ojciec jest wspaniałym facetem, ale to dawało mu straszliwą władzę nad nami. Tak więc, chociaż wyszłam za mąż, nadal byłam córeczką tatusia. Ojciec ręczył za nas finansowo, ale w zamian za to mówił nam, jak mamy układać sobie nasze życie. Bawiłam się w dom i wychowywanie dzieci, ale jednak…

Kim przerwała w pół zdania. „Ale jednak co?” – zapytałam. Patrzyła w podłogę, mówiąc:

Ale jednak… nadal potrzebowałam tatusia, aby się mną opiekował.

Spytałam Kim, czy widzi powiązanie między jej związkiem z ojcem a jej uzależnieniem od mężczyzn, którzy mają prostować jej życie.

Nie ulega wątpliwości, że mój ojciec był osobą, która miała największy wpływ na moje życie. Kiedy byłam mała, naprawdę mnie uwielbiał, ale kiedy zaczęłam myśleć samodzielnie, nie mógł się z tym pogodzić. Jeśli ośmieliłam się mieć inne zdanie, dostawał napadów złości. Obrzucał mnie okropnymi wyzwiskami. Był naprawdę napastliwy i straszny. Kiedy byłam nastolatką, zaczął posługiwać się pieniędzmi, aby nadal prowadzić mnie na sznurku. Czasami był niezmiernie hojny, co sprawiało, że czułam się naprawdę kochana i bezpieczna. Przy innych okazjach poniżał mnie, zmuszając do żebrania i błagania o cokolwiek, począwszy od pieniędzy na kino, skończywszy na opłacie za podręczniki szkolne. Nigdy nie byłam pewna, jakie popełniłam przewinienia. Teraz wiem, że większość czasu spędziłam, próbując zgadnąć, jak mu dogodzić. Nigdy nie było dwóch podobnych dni. Stale było gorzej.

Dla Kim próby dogodzenia ojcu były podobne do biegu sprinterskiego, w którym on ciągle przesuwał linię mety. Z im większym zapamiętaniem biegła, tym dalej on tę linię przesuwał. Nie mogła odnieść sukcesu. Posługiwał się pieniędzmi zarówno jako nagrodą, jak i karą – bez żadnej logiki czy konsekwencji. Jeśli chodzi o pieniądze, był na zmianę hojny i skąpy. Tak samo było z miłością i troskliwością. Niespójne komunikaty, jakie jej wysyłał, wprawiały ją w zakłopotanie. Jej zależność splątała się z jego aprobatą. To zakłopotanie trwało również w dorosłym życiu Kim.

Sama zachęcałam męża, aby podjął pracę u ojca. Jakiż to był błąd! Teraz naprawdę trzymał nas w garści. Wszystko musiało być zrobione tak, jak on sobie życzył – od wyboru mieszkania po sposób uczenia dzieci czystości. Życie Jima uczynił prawdziwym piekłem w pracy, tak że Jim w końcu się zwolnił. Ojciec traktował to jako kolejny dowód na to, że Jim jest nic nie wart, chociaż dostał inną pracę. Ojciec naprawdę dopiekał mi w związku z tym i groził, że przestanie nam pomagać. Ale potem wykonał zwrot o sto osiemdziesiąt stopni i na święta Bożego Narodzenia kupił mi nowy samochód. Kiedy wręczał kluczyki, powiedział: „Czy nie wolałabyś, aby twój mąż był tak samo bogaty jak ja?”

Ojciec Kim wykorzystywał swoją finansową przewagę w bardzo bezwzględny i destrukcyjny sposób, jawiąc się zarazem jako osoba wspaniałomyślna. Wykorzystywał swoją siłę, aby w oczach Kim być jeszcze bardziej niezastąpionym i aby nieustannie poniżać jej męża. W ten sposób nie przestawał nią kierować, choć już dawno temu opuściła rodzinne gniazdo.

Zróbże choć raz coś porządnie!”

Wielu toksycznych rodziców kontroluje swoje dorosłe dzieci, traktując je tak, jakby były bezradne i nieprzystosowane, nawet gdy jest to w jawnej sprzeczności z rzeczywistością. Martin, szczupły, łysiejący, czterdziestotrzyletni prezes małej zaopatrzeniowej firmy budowlanej, przyszedł do mnie prawdziwie przerażony. Powiedział:

Naprawdę się boję. Coś się ze mną dzieje. Mam napady złości. Nie panuję nad tym. Zawsze byłem całkowicie niegroźnym człowiekiem, ale przez ostatnich kilka miesięcy krzyczę na żonę i dzieci, trzaskam drzwiami, a trzy tygodnie temu tak się wściekłem, że wybiłem dziurę w ścianie. Naprawdę boję się, że komuś zrobię krzywdę.

Pochwaliłam go za odwagę i przezorne zgłoszenie się na terapię, zanim problem wymknie mu się z rąk. Spytałam go, kogo chciał uderzyć, przebijając ścianę. Gorzko się roześmiał:

To proste. Mojego starego. Obojętnie, jak bardzo się staram, on zawsze sprawia, iż czuję, że cokolwiek robię, robię źle. Czy uwierzysz, że on lubi kompromitować mnie przed moimi własnymi pracownikami?

Widząc moje zdziwienie, Martin wyjaśnił:

Mój ojciec wprowadził mnie do swojej firmy osiemnaście lat temu, a kilka lat później odszedł na emeryturę. Tak więc ja prowadzę ten interes od piętnastu lat. Ale raz na tydzień mój ojciec przychodzi i zaczyna przeglądać te cholerne księgi rachunkowe. Potem narzeka na to, jak je prowadzę. Wychodzi za mną z mojego biura, krzycząc, jak to ja zarzynam jego firmę. Robi to na oczach moich pracowników. Na ironię, to właśnie ja rozkręciłem firmę. W ciągu ostatnich trzech lat podwoiłem zyski, ale on nie chce zostawić mnie w spokoju. Czy ten człowiek będzie kiedykolwiek zadowolony?

Martin musiał nieustannie przechodzić ciężkie próby, aby się sprawdzić. Miał jasny dowód swoich osiągnięć w postaci zysków, ale ten dowód bladł w obliczu dezaprobaty ojca. Zasugerowałam Martinowi, że być może ojciec czuł się zagrożony jego sukcesem. Ego ojca zdawało się być związane z budowaniem tego interesu, ale teraz jego dokonania zostały przyćmione osiągnięciami syna.

Zapytałam Martina, czy w czasie tych epizodów doświadcza jakichś innych uczuć niż całkowicie zrozumiały gniew.

Założę się, że tak. Naprawdę wstydzę się to mówić, ale za każdym razem, kiedy on wchodzi do biura, czuję się, jakbym miał dwa latka. Nie mogę nawet normalnie odpowiedzieć na pytania. Zaczynam się jąkać, tłumaczyć i czuję się przerażony. Wygląda tak potężnie. Choć fizycznie jestem taki jak on, czuję się o połowę mniejszy od niego. Ma takie zimne spojrzenie i krytyczny ton głosu. Dlaczego on nie może traktować mnie jak dorosłego?

Ojciec Martina wykorzystał firmę, aby utrzymać syna w poczuciu nieprzystosowania, co mu poprawiało samopoczucie. Kiedy tato nacisnął odpowiednie przyciski, Martin stawał się bezradnym dzieckiem w ubraniu dorosłego. Wymagało to czasu, zanim Martin ostatecznie uświadomił sobie, iż musi porzucić nadzieję, że jego ojciec się zmieni. Obecnie Martin ciężko pracuje nad zmianą swoich kontaktów z ojcem.

Tyrania manipulanta

Inną potężną formą kontroli jest manipulacja. Jest bardziej subtelna i zakamuflowana niż kontrola bezpośrednia, ale jest w każdym calu równie niszcząca. Manipulanci zyskują to, co chcą, bez konieczności proszenia o to, bez konieczności ponoszenia ryzyka odrzucenia w przypadku otwartego manifestowania swoich pragnień.

Wszyscy z nas w różnym stopniu manipulują innymi. Rzadko mamy dość śmiałości, by prosić o wszystko, czego w tym świecie chcemy, a więc rozwijamy pośrednie sposoby przedstawiania próśb. Nie prosimy naszego współmałżonka o kieliszek wina, ale pytamy, czy jakaś butelka jest otwarta; nie prosimy gości, aby wyszli pod koniec wieczoru, ale ziewamy; nie prosimy atrakcyjnej nieznajomej o numer telefonu, lecz aranżujemy krótką rozmowę. Dzieci manipulują rodzicami w tym samym stopniu, co rodzice dziećmi. Współmałżonkowie, przyjaciele i krewni manipulują sobą nawzajem. Sprzedawcy zarabiają na życie poprzez manipulację. Z gruntu nie ma w tym nic złego; jest to normalny sposób komunikacji międzyludzkiej.

Jeśli manipulacja staje się narzędziem nieustannej kontroli, może być ona niezmiernie destrukcyjna, szczególnie w relacji rodzic – dziecko. Ponieważ manipulujący rodzice umiejętnie skrywają swe prawdziwe motywy działania, ich dzieci żyją w świecie chaosu. Wiedzą, że się nimi kieruje, ale nie mogą sobie wyobrazić, jak to się dzieje.

DLACZEGO ONA ZAWSZE MUSI Ml POMAGAĆ?

Jednym z najbardziej powszechnych typów toksycznych manipulantów jest „pomocnik”. Zamiast zostawić dzieci w spokoju, pomocnik stwarza sytuacje, w których jawi się jako „potrzebny” w dorosłym życiu swojego dziecka. Manipulacja często przybiera formę pozornie bezinteresownej pomocy.

Lee, trzydziestodwulatka, wylewna, urocza pieguska, była niegdyś czołową zawodniczką w tenisie amatorskim, obecnie bardzo dobrze radzi sobie jako fachowiec do spraw tenisa w sportowym klubie. Mimo aktywnego życia towarzyskiego, uznania zawodowego i dobrej pracy regularnie popadała w ciężką depresję. Problemy dotyczące jej związku z matką szybko zdominowały naszą pierwszą wspólną sesję:

Pracowałam bardzo ciężko, aby zdobyć obecną pozycję, ale dla mojej matki nadal nie potrafię zawiązać sobie sznurowadeł. Ja jestem jej całym życiem. Od czasu kiedy zmarł tato, sytuacja znacznie się pogorszyła. Ona po prostu nie daje mi spokoju. Ciągle przynosi mi jedzenie do mojego mieszkania, ponieważ myśli, że nie dojadam. Czasami wracam do siebie i okazuje się, że przyszła i „w ramach przysługi” posprzątała mi mieszkanie. Zdarzyło się, że poprzekładała mi ubrania i poprzestawiała meble!

Spytałam Lee, czy kiedyś po prostu poprosiła matkę, aby tego nie robiła.

Cały czas to robię. Wtedy zalewa się łzami i szlocha: „Co w tym złego, że matka pomaga córce, którą kocha?” W zeszłym miesiącu zaproponowano mi udział w turnieju w San Francisco. Matka ciągle powtarzała, jak to jest daleko i jak to będzie mi trudno samej przejechać samochodem taką trasę. Tak więc ofiarowała się mi towarzyszyć. Kiedy powiedziałam, że naprawdę nie musi, zachowywała się tak, jakbym chciała pozbawić ją wakacji. Zgodziłam się więc. Bardzo chciałam być sama, ale co mogłam powiedzieć?

W miarę jak Lee i ja pracowałyśmy wspólnie podczas terapii, zaczęła dostrzegać, jak bardzo jej poczucie samodzielności było podkopywane przez matkę. Jednakże za każdym razem, kiedy Lee próbowała wyrazić swoją frustrację, uginała się pod ciężarem winy, ponieważ matka wydawała się tak bardzo kochająca i troskliwa. Lee była coraz bardziej zła na matkę, ale ponieważ nie mogła tego wyrazić, musiała się powstrzymywać. W końcu znalazło to ujście w depresji.

Oczywiście, depresja tylko napędzała to błędne koło. Matka nigdy nie przeoczyła okazji, aby powiedzieć coś w rodzaju: „Spójrz, jak źle wyglądasz na twarzy. Pozwól, że zrobię ci mały lunch, a zobaczysz, że zaraz się rozchmurzysz”.

Przy tych rzadkich okazjach, kiedy Lee znajdowała w sobie na tyle odwagi, aby powiedzieć matce, co czuje, matka zamieniała się w rozpaczającą męczennicę. Lee niezmiennie czuła się winna i starała się przepraszać, lecz matka przerywała jej, mówiąc: „Nie martw się o mnie. Ze mną wszystko będzie dobrze”.

Podsunęłam Lee myśl, że gdyby jej matka w sposób bardziej bezpośredni prosiła o to, czego chce, Lee nie byłaby taka rozgniewana. Lee zgodziła się ze mną.

Masz rację. Gdyby tylko powiedziała: Jestem samotna, brakuje mi ciebie, chciałabym, abyś spędzała więcej czasu ze mną”, wiedziałabym

przynajmniej, o co chodzi. Miałabym jakiś wybór. Teraz wygląda to tak, jakby ona wzięła na siebie moje życie.

Gdy Lee żaliła się na brak możliwości wyboru, powtarzała to, w co wierzy wiele dorosłych dzieci manipulujących rodziców. Manipulacja zapędza ludzi w ślepy zaułek. Aby ją pokonać, muszą urazić kogoś, kto „po prostu próbuje być uprzejmy”. Dla większości ludzi łatwiejsze jest poddanie się.

NADESZŁA PORA, ABY BYĆ PONURYM

Manipulujący rodzice mają pole do popisu w czasie wakacji. Mogą wtedy rozsiewać wokół poczucie winy, jakby był to świąteczny podarunek. Wakacje zwykle intensyfikują wcześniej istniejące rodzinne konflikty. Zamiast myśleć o wakacyjnych przyjemnościach, wiele osób łapie się na tym, że obawia się wzrostu rodzinnych napięć, które często związane są z wakacjami.

Fred, jeden z moich klientów – dwudziestosiedmioletni pracownik branży spożywczej, najmłodszy z czwórki rodzeństwa – opowiedział mi historię klasycznej manipulacji ze strony matki:

Matka przywiązywała zawsze ogromną wagę do naszej obecności w domu w czasie świąt Bożego Narodzenia. W zeszłym roku wygrałem konkurs radiowy i w nagrodę otrzymałem bezpłatną wycieczkę do Aspen w czasie świąt. Ogromnie się cieszyłem, ponieważ nigdy nie byłoby mnie samego stać na taką podróż. Uwielbiam jazdę na nartach i była to dla mnie niezwykła szansa zabrania mojej dziewczyny w jakieś fajne miejsce. Obydwoje pracowaliśmy tak ciężko, że wakacje miały być rajem. Ale kiedy przyniosłem tę wiadomość mamie, wyglądała tak jak ktoś, kto ma zaraz umrzeć. Oczy jej się zaszkliły, a usta zaczęły drżeć, wiesz, tak jakby zaraz miała się rozpłakać. Potem powiedziała: „W porządku, kochanie. Baw się dobrze. Wobec tego nie będziemy chyba w tym roku jedli świątecznego obiadu”. Poczułem się jak prawdziwy łajdak.

Spytałam Freda, czy mimo wszystko zdołał wyjechać na tę wycieczkę.

Tak, pojechałem. Ale był to najgorszy okres w moim życiu. Byłem w takim strasznym nastroju, że cały czas kłóciłem się z moją dziewczyną. Połowę czasu spędziłem, rozmawiając przez telefon z matką, moimi braćmi i siostrą… Wciąż przepraszałem. Nie warto było się tak męczyć.

Byłem szczerze zdumiona, że Fred w ogóle pojechał na tę wyprawę. Spotykałam ludzi, którzy dla uniknięcia poczucia winy podejmowali znacznie bardziej szalone kroki niż rezygnacja z wyjazdu. Manipulujący rodzice są mistrzami obarczania winą i matka Freda nie była w tym wyjątkiem.

Oczywiście zjedli obiad świąteczny beze mnie. Ale matka była tak nieszczęśliwa, że po raz pierwszy od czterdziestu lat przypaliła indyka. Siostra telefonowała do mnie trzy razy, aby powiedzieć, że niszczę rodzinną tradycję. Najstarszy brat powiedział, że wszyscy byli w kiepskich nastrojach, ponieważ mnie nie było. Potem mój drugi brat zupełnie mnie przybił. Powiedział: „Mama ma tylko nas, dzieci. Jak myślisz, ile świąt jej jeszcze zostało?” Tak jakbym opuszczał ją na łożu śmierci, czy coś takiego. Czy to jest w porządku, Susan? Ona nie ma jeszcze sześćdziesięciu lat i cieszy się doskonałym zdrowiem. Jestem przekonany, że te słowa pochodziły z ust mamy. Mówię ci, nigdy już nie wyjadę z domu na Boże Narodzenie.

Matka Freda, zamiast wyrazić swoje uczucia bezpośrednio przed synem, zwerbowała inne dzieci, aby zrobiły to za nią. Dla wielu manipulujących rodziców jest to bardzo skuteczna taktyka. Zapamiętaj, ich podstawowym celem jest uniknięcie bezpośredniej konfrontacji. Matka Freda zamiast sama wysunąć oskarżenia przeciwko synowi, odgrywała przy świątecznym stole rolę męczennicy. W żaden inny sposób nie udałoby się jej uzyskać tak skutecznego potępienia dla postępowania Freda, nawet gdyby dała anons do gazety.

Wyjaśniłam Fredowi, że to jego matka i rodzeństwo sami podjęli decyzję o nieudanych świętach. Fred nie był za to odpowiedzialny. Nic, tylko ich własna decyzja powstrzymywała ich od wzniesienia za Freda toastu, pod jego nieobecność, i miłego spędzenia wieczoru.

Dopóki Fred wierzył, że jest złym człowiekiem, ponieważ ośmielił się zrobić coś dla siebie, matka sprawowała nad nim kontrolę za pomocą wzbudzania poczucia winy. Fred ostatecznie zrozumiał to i obecnie znacznie lepiej radzi sobie z matką. Chociaż ona odbiera jego nowo uzyskaną pewność siebie jako rodzaj „kary”, Fred doprowadził do takiego układu sił, że wszystkie ustępstwa, jakie robi, są wynikiem jego wyboru, a nie kapitulacji.

Dlaczego nie możesz być bardziej podobna do swojej siostry?”

Wielu toksycznych rodziców porównuje w nieżyczliwy sposób jedno dziecko do drugiego, tak aby wykazać, że dziecko będące obiektem takiego postępowania nie robi dość dla pozyskania uczuć swych rodziców. To powoduje, że dziecko wykonuje wszystko, czego tylko rodzice sobie życzą, aby odzyskać ich przychylność. Taktyka „dziel i rządź” jest często wykorzystywana przeciwko dzieciom, które stają się zbyt niezależne, zagrażając równowadze systemu rodzinnego.

Świadomie lub nieświadomie tacy rodzice wykorzystują w swych manipulacjach całkiem, skądinąd, naturalną rywalizację między rodzeństwem, zmieniając ją w bezwzględne współzawodnictwo, które blokuje rozwój zdrowych więzów między dziećmi. Rezultaty takiego postępowania są dalekosiężne. Negatywne porównania niszczą w dziecku dobry obraz samego siebie, a ponadto wywołują urazy i zawiść między rodzeństwem, co może położyć się cieniem na relacjach między nimi na całe życie.

Buntuj się, jeśli masz powód

Kiedy toksyczni rodzice kontrolują nas w sposób intensywny, zastraszający, wywołujący poczucie winy czy też emocjonalnie szkodliwy, zwykle reagujemy na jeden z dwóch sposobów: kapitulujemy lub buntujemy się. Obie te reakcje hamują psychologiczne uniezależnianie się od rodziców, chociaż bunt wydaje się prowadzić do wręcz przeciwnego skutku. Prawda jest taka, że jeśli reagujemy na działanie naszych rodziców buntem, to jesteśmy kontrolowani tak samo, jakbyśmy się podporządkowali.

Jonathan, sympatyczny pięćdziesięciolatek o atletycznej sylwetce, kawaler, właściciel dużej firmy oprogramowania komputerowego – w czasie naszej pierwszej sesji niemal przepraszał za swoje niepohamowane, gwałtowne uczucia paniki i osamotnienia:

Nie lituj się nade mną. Mam wspaniały dom. Kolekcjonuję samochody. Posiadam wszelkie dobra. Prowadzę naprawdę fajne życie. Ale przychodzi taki okres, kiedy czuję się bardzo, ale to bardzo samotny. Mam tak wiele, ale nie mogę tego z nikim dzielić. Czasami ogarnia mnie straszliwe poczucie utraty tego, co mogłem mieć, jeśli chodzi o miłość, o intymny związek. Przeraża mnie myśl, że skończę, umierając samotnie.

Spytałam Jonathana, czy przychodzi mu do głowy jakaś przyczyna tego, że ma takie trudności w intymnych związkach. Za każdym razem kiedy byłem blisko z kobietą… czy też myślałem o poślubieniu kogoś, ogarniała mnie panika i uciekałem. Nie wiem dlaczego… Chciałbym, aby było inaczej. Matka nigdy nie pozwala mi doprowadzić sprawy do końca.

Zapytałam Jonathana, jak on sam odbiera tę presję ze strony matki.

Ona ma obsesję na punkcie mojego małżeństwa. Ma osiemdziesiąt jeden lat, cieszy się dobrym zdrowiem i ma mnóstwo przyjaciół, ale wydaje mi się, że spędza cały dzień, martwiąc się o moje sprawy sercowe. Z tego powodu nie mogę znieść przebywania z nią, chociaż naprawdę ją ko­cham. Ona żyje dla mojego szczęścia. Przygniata mnie swoją troskliwością. To jest tak, jakbym nie mógł zdjąć z siebie tej kobiety. Ciągle stara się mówić mi, jak mam żyć… zresztą zawsze to robiła. Gdyby mogła, oddychałaby za mnie.

Ostatnie zdanie Jonathana było wspaniałym, obrazowym opisem „fuzji”. Matka była tak bardzo wplątana w jego życie, że zapomniała, gdzie ona sama się kończy, a zaczyna on. Swoje życie wtopiła w jego życie. Syn stał się jej przedłużeniem, tak jakby jego życie było jej własnym. Jonathan musiał uwolnić się od jej przytłaczającej kontroli, więc się zbuntował. Odrzucił wszystko, czego ona pragnęła dla niego, włączając w to również rzeczy, których sam pragnął, takie jak małżeństwo.

Zasugerowałam Jonathanowi, że być może tak bardzo chciał sprzeciwić się swojej kontrolującej matce, że ignorował własne potrzeby. To, aby nie poddać się życzeniom matki, stało się dla niego tak ważne, że pozbawił się takiego związku z kobietą, jakiego miał prawo chcieć. Działając w ten sposób, stworzył sobie pozory, że jest „panem samego siebie”, ale w rzeczywistości jego wolna wola spętana była przez potrzebę buntu.

Taki bunt nazywam autodestrukcyjnym. Jest on po prostu inną formą kapitulacji. Zdrowy bunt jest ćwiczeniem wolnego wyboru. Wzmacnia osobisty rozwój i indywidualność. Bunt autodestrukcyjny jest reakcją skierowaną przeciwko kontrolującemu rodzicowi, ćwiczeniem, w którym cały wysiłek skupiony jest na usprawiedliwianiu braku satysfakcjonujących osiągnięć. Rzadko kiedy leży to w naszym interesie.

Kontrola zza grobu

Kiedyś jeden z członków mojej grupy powiedział: „Obydwoje moi rodzice nie żyją, więc nie mają nade mną żadnej władzy”. Inny uczestnik wykrzyknął: „Kochany, oni 1 mogą nie żyć, ale nadal są żywi w twojej głowie!” Zarówno J bunt autodestrukcyjny, jak i poddanie się mogą trwać długo po śmierci rodziców.

Wielu ludzi wierzy, że kiedy kontrolujący rodzic umrze, to będą nareszcie wolni. Niestety, psychologiczna pępowina sięga nie tylko na inne kontynenty, ale także za grób. Spotkałam setki dorosłych ludzi, którzy byli niezachwianie lojalni wobec żądań i negatywnych komunikatów swoich rodziców, długo po ich śmierci. Eli, sześćdziesięciolatek, odnoszący wielkie sukcesy biznesmen o niezwykłej inteligencji i cierpkim dowcipie, określił swoją sytuację w niezwykle wymyślny sposób: Jestem w moim własnym życiu pomocniczym graczem”.

Kiedy spotkałam go po raz pierwszy, mimo że był multi-milionerem, mieszkał w jednopokojowym mieszkaniu, jeździł starym gratem i prowadził styl życia człowieka, który ledwie wiąże koniec z końcem. Był niezmiernie szczodry dla swych dwóch dorosłych córek, ale wobec siebie był strasznym sknerą.

Pamiętam, jak pewnego dnia przyszedł do mnie po pracy. Zapytałam go, jak minął mu dzień, a on wesoło odpowiedział, że niewiele brakowało, aby osiemnastomilionowy interes przeszedł mu koło nosa, ponieważ spóźnił się na spotkanie. Zazwyczaj punktualny Eli objeżdżał przez dwadzieścia minut budynek, szukając miejsca na ulicy, aby uniknąć opłaty za parking strzeżony. Ryzykował osiemnaście milionów dolarów, aby oszczędzić pięć dolarów opłaty parkingowej!

Kiedy badaliśmy korzenie jego obsesji oszczędzania pieniędzy, stało się jasne, że głos ojca, nawet dwanaście lat po jego śmierci, nadal rozbrzmiewał w głowie Elego:

Moi rodzice byli biednymi imigrantami. Wyrastałem w całkowitej nędzy. Moja rodzina, szczególnie ojciec, nauczyła mnie obawiać się wszystkiego. Często mawiał: „Świat jest nieludzki. Jeśli nie będziesz ostrożny, zjedzą cię żywcem”. Przez niego czułem, że nie mam czego oczekiwać w życiu, z wyjątkiem zagrożenia. Chociaż ożeniłem się i zarabiałem duże pieniądze, on nie przestawał. Zawsze oceniał mnie bardzo nisko, jeśli chodzi o to, na co wydaję pieniądze i co kupuję. A kiedy przypadkowo o czymś mu powiedziałem, jego typowa odpowiedź brzmiała: Jesteś idiotą. Wydajesz pieniądze na zbytki. Powinieneś oszczędzać każdy grosz. Nadejdą ciężkie czasy, zawsze nadchodzą, i potem będziesz potrzebował tych pieniędzy”. Doszło do tego, że bałem się wydawać nawet drobne sumy. Ojciec nigdy nie myślał o życiu jako o czymś, czym można się cieszyć. Postrzegał je jako coś, co trzeba przetrwać.

Ojciec Elego przeniósł lęki i trudności własnego życia na swojego syna. Kiedy Eli osiągnął sukces, słyszał napominania ojca za każdym razem, gdy próbował cieszyć się owocami swojej pracy. Katastroficzne przewidywania ojca wplątały Elego w błędne koło. Nawet jeśli zmusił się do kupienia czegoś dla własnej przyjemności, głos ojca nie pozwalał mu się tym cieszyć.

Ogólna nieufność, którą ojciec żywił co do przyszłości, przeniosła się na jego myśli o kobietach. Kobiety, tak jak dobra passa, pewnego dnia nieuchronnie odwrócą się od ciebie. Jego podejrzliwość wobec kobiet graniczyła z paranoją. Syn również przyjął i te poglądy:

Z kobietami zawsze miałem pecha. Nigdy nie mogłem im zaufać. Żona rozwiodła się ze mną, ponieważ wciąż oskarżałem ją o rozrzutność. To było bezsensowne. Kupiła sobie torebkę, czy coś podobnego, a ja zaczynałem myśleć o bankructwie.

Kiedy pracowałam z Elim, stało się jasne, że pieniądze nie były jedyną sprawą, jaka stanęła pomiędzy nim a jego żoną. Bardzo trudno przychodziło mu wyrażanie uczuć, szczególnie tych subtelnych, co dla niej stawało się coraz bardziej frustrujące. Ten problem istniał nadal w jego samotnym życiu. Opisał to w ten sposób:

Za każdym razem kiedy umawiam się z kobietą, słyszę głos ojca powtarzający: „Kobiety uwielbiają naciągać mężczyzn. Zostaną z tobą w zamian za wszystko, co posiadasz, jeśli będziesz na tyle nierozsądny, aby im na to pozwolić”. Wydaje mi się, że właśnie dlatego zawsze goniłem za nieodpowiednimi kobietami. Wiem, że one nie mogą mnie przechytrzyć. Zawsze składam wiele obietnic dotyczących finansowej opieki nad nimi czy też wprowadzenia ich w interesy, ale nigdy ich nie spełniam. Chyba próbuję oszukać je, zanim one oszukają mnie. Czy ja kiedykolwiek znajdę kobietę, której mógłbym zaufać?

Siedział przede mną inteligentny, bystry mężczyzna, który pozwolił, aby kierowały nim potężne siły zza grobu, choć rozumowo zdawał sobie sprawę z tego, co się dzieje. Był niewolnikiem strachu i nieufności, które przejawiał jego własny ojciec.

Podczas terapii Eli pracował bardzo ciężko. Podjął ryzyko i zdopingował się do przyjęcia nowych zachowań. Zaczął stawiać czoło wielu swoim wewnętrznym lękom. Wreszcie kupił sobie luksusowe mieszkanie – to był dla niego wielki krok. Nadal czuł się w związku z tym winny, ale nauczył się tolerować swoje poczucie winy.

Głos w jego głowie będzie rozbrzmiewał zawsze, ale nauczył się go wyciszać. Nadal zmaga się ze swoją nieufnością wobec kobiet, ale nauczył się widzieć tę nieufność jako spadek po swoim ojcu. Pracuje ciężko nad zbudowaniem zaufania do kobiety, z którą się obecnie spotyka, posługując się tym zaufaniem jak narzędziem do odzyskania kontroli nad swoim życiem.

Zawsze będę pamiętać dzień, kiedy przyszedł i powiedział mi, że poprzedniego wieczoru odparł falę zazdrości i że wyszedł z tego ze szczególnie pokrzepiającym poczuciem zwycięstwa. Spojrzał na mnie z oczami pełnymi łez i powiedział: „Wiesz, Susan, nie ma niczego w moim obecnym życiu, co mogłoby uzasadniać moje dawne obawy”.

„CZUJĘ SIĘ TAK, JAKBYM NIE MOGŁA ODDYCHAĆ”

Barbara, lat trzydzieści dziewięć, wysoka, szczupła, kompozytor podkładów muzycznych do widowisk telewizyjnych, przyszła do mnie w stanie druzgocącej depresji. Budzę się w nocy i czuję pustkę, prawie taką, jakby wewnątrz mnie była śmierć. Byłam cudownym dzieckiem, w wieku pięciu lat grałam koncerty fortepianowe Mozarta, a zanim skończyłam

dwanaście, otrzymałam stypendium w Juilliarda. Moja kariera zawodowa rozwija się wspaniale, ale w środku umieram. Sześć miesięcy temu byłam hospitalizowana z powodu depresji. Myślę, że mogę się zmarnować. Nie wiem, do kogo się z tym zwrócić.

Spytałam Barbarę, czy stało się coś szczególnego, co poprzedziło jej pobyt w szpitalu. Odpowiedziała mi, że w przeciągu trzech miesięcy straciła obydwoje rodziców. Współczułam jej, ale ona natychmiast próbowała odwieść mnie od współczucia:

Nic się nie stało. Od kilku lat nie rozmawialiśmy ze sobą, a więc czułam się tak, jakbym ich już dawno straciła.

Poprosiłam ją, aby opowiedziała o przyczynach tej separacji.

Niewiele ponad cztery lata temu, kiedy Chuck i ja planowaliśmy małżeństwo, moi rodzice nalegali na przyjazd i pobyt, aby pomóc w przygotowaniach do ślubu. Była to ostatnia rzecz, jakiej wtedy pragnęłam… Ich oddechu na karku tak jak w dzieciństwie. Chodzi mi o to, że oni zawsze się wtrącali… To, co robiłam, z kim to robiłam, gdzie szłam, zawsze było poddawane osądowi Świętej Inkwizycji… No cóż, zaproponowałam im zamieszkanie w hotelu, ponieważ Chuck i ja mieliśmy wystarczająco dużo spraw na głowie przed ślubem. Oni wściekli się nie na żarty. Powiedzieli mi, że jeśli nie mogą przyjechać i mieszkać ze mną, nigdy już się do mnie nie odezwą. Po raz pierwszy w życiu sprzeciwiłam się im. To był błąd. Po pierwsze: nie przyjechali na ślub, a po drugie: opowiedzieli całej rodzinie, jaka ze mnie suka. Nikt z nich nie rozmawia ze mną do dziś. Kilka lat po moim wyjściu za mąż powiedziano matce, że ma raka, którego nie można zoperować. Zobowiązała pod przysięgą wszystkich członków rodziny do ukrycia przede mną momentu jej śmierci. O niczym nie wiedziałam, dopóki pięć miesięcy później nie spotkałam przyjaciela rodziny, który złożył mi kondolencje. W taki sposób dowiedziałam się, że moja matka nie żyje. Poszłam prosto do domu i zadzwoniłam do ojca. Nie wiem, chyba myślałam, że możemy wszystko naprawić. Pierwszą rzeczą, którą mi powiedział, było: „Powinnaś się teraz cieszyć, zabiłaś swoją matkę!” Byłam zdruzgotana. Trzy miesiące później on też umarł, z rozpaczy. Za każdym razem kiedy o nich myślę, słyszę oskarżającego mnie ojca i czuję się jak morderczyni. Nadal duszą mnie za gardło swoimi oskarżeniami, chociaż oboje są sześć stóp pod ziemią. W jaki sposób mogę wyrzucić ich z mojej głowy, z mojego życia?

Barbara, podobnie jak Eli, była kontrolowana zza grobu. Przeżyła kilka lat z poczuciem odpowiedzialności za śmierć swoich rodziców, co zrujnowało jej zdrowie psychiczne i prawie zniszczyło jej małżeństwo. Była zdecydowana pozbyć się poczucia winy.

Od czasu kiedy umarli, zaczęłam mieć myśli samobójcze. Wydawało mi się to jedynym sposobem, aby uciszyć te głosy w mojej głowie, które wciąż powtarzały: „To ty zabiłaś ojca. To ty zabiłaś matkę”. Byłam bardzo bliska odebrania sobie życia, ale wiesz, co mnie powstrzymywało?

Pokręciłam głową. Ona uśmiechnęła się po raz pierwszy w ciągu tej naszej wspólnej godziny i odpowiedziała:

Obawiałam się, że mogę znowu trafić na moich rodziców. Wystarczyło, że zrujnowali moje życie tutaj na ziemi, więc nie chciałam dać im szansy zniszczenia tego, co mogłam znaleźć po drugiej stronie.

Jak większość dorosłych dzieci toksycznych rodziców, Barbara mogła przyznać się do części bólu, jaki zadali jej rodzice.

Ale to nie wystarczyło, aby zdołała przenieść poczucie odpowiedzialności z siebie na nich. Wymagało to pewnych działań, ale przepracowałyśmy to razem i Barbara zaakceptowała pełną odpowiedzialność rodziców za ich okrutne zachowanie. Rodzice Barbary nie żyli, ale zabrało jej to cały rok, aby nakłonić ich do pozostawienia jej w spokoju.

Bez własnej tożsamości

Rodzice, którzy akceptują samych siebie, nie muszą kontrolować swoich dorosłych dzieci. Ale toksyczni rodzice, których spotkaliśmy w tym rozdziale, działają pod wpływem głębokiego poczucia braku satysfakcji z własnego życia i lęku przed odrzuceniem.

Niezależność dziecka jest dla nich jak utrata ręki. Kiedy dziecko dorasta, dla rodzica staje się jeszcze istotniejsze pociąganie sznureczkami utrzymującymi je w zależności. Dopóki toksyczni rodzice potrafią skłonić swojego syna czy córkę do czucia się dzieckiem, dopóty mogą utrzymywać kontrolę.

W rezultacie dorosłe dzieci kontrolujących rodziców często mają niewyraźne poczucie własnej tożsamości. Mają problemy z patrzeniem na siebie jako na istoty oddzielone od rodziców. Nie potrafią odróżnić własnych potrzeb od potrzeb rodziców. Czują się bezradne.

Wszyscy rodzice kontrolują swoje dzieci aż do chwili, kiedy one same przejmują kontrolę nad swoim życiem. W normalnych rodzinach zmiana ta ma miejsce wkrótce po wejściu w wiek dorosły. W rodzinach toksycznych to zdrowe J oddzielenie jest opóźnione o całe lata lub też nigdy do niego i nie dochodzi. Może mieć ono miejsce tylko wówczas, gdy dokonasz zmian, które umożliwią ci uzyskanie władzy nad własnym życiem.

Jakby ktoś chciał powyższy tekst w pdf do np wydrukowania:
https://motyl.files.wordpress.com/2008/11/kontrolerzy.pdf

10 listopada, 2008 - Posted by | Człowiek | , , , , , , , , , , , ,

Sorry, the comment form is closed at this time.